Media trąbią na alarm. Ludzie są przeładowani informacjami które płyną z internetu, telewizji z gazet itd. Wszędzie jesteśmy straszeni tym, że ludzki mózg jest stymulowany ileś tam godzin dziennie informacjami, a ponoć nie ma takiej siły przerobowej. W tym krótkim wpisie chciałbym Wam pokazać jak bzdurne jest takie podejście i dlaczego nie warto nawet się zastanawiać nad takimi stwierdzeniami. Dobrze, w takim czy czujemy się zawaleni informacjami czy też nie? Cały czas widzimy ludzi na ulicy, w autobusach, w samochodach, którzy non stop są wpatrzeni w ekrany smartfonów. Czego oni tam szukają?
Od razu do sedna!
Jak zacząłem się zagłębiać w ten temat okazało się, że nie chodzi na prawdę o to, że jesteśmy przestymulowani. Kluczem do pojęcia o co chodzi jest fakt, że informacje które przyswajamy nie są do końca dla nas. Są ciekawe i niekiedy ważne, są szokujące i romantyczne, są bezwzględne a zarazem przyjemne i kuszą dalszym naświetlaniem się. I to jest ok. Zawsze tak było. Proponuję zadać sobie jedno zajebiście, ale to na prawdę zajebiście ważne pytanie (nie, nie to które zadawał bohater filmu „Chłopaki nie płaczą”):
Czy wszystko co czytamy jest dla nas i czy potrzebujemy tych informacji w naszym codziennym życiu?
Problemem jest to , że próbujemy przyswoić wszystko na raz i robimy to nagminne każdego dnia. Sporo materiałów, które czytamy, oglądamy i słuchamy mówią nam jak żyć. Jakie stosować metody. A jest ich miliony na całym świecie. I tu pozwolę sobie zacytować szalonego przedsiębiorcę Gary’ego Vaynerchuck’a, którego trafne spostrzeżenia bardzo mi się podobają. Jedno z nich odnosi się właśnie do przyswajania różnych metod na życie:
Wszystkie metody działają ale nie wszystkie działają dla Ciebie.
I tu powinna nastać chwila do namysłu lub też minuta ciszy, haha jak kto woli. Pomyślcie o tym, na serio.
Zauważyłem że zacząłem być przeładowany informacjami wtedy, gdy były one nie do końca związane z tym co na prawdę mam zrobić i czego na prawdę chcę. Były one raczej tym jak inni coś robią a ja chciałem się do tego dostosować. A to nie o to chodziło. W życiu raczej nie o to chodzi. Przestrzeń na nasze dostosowywanie się do ram innych ludzi jest zupełnie gdzie indziej: edukacja, społeczne przyzwolenia, polityka itd. Tam obowiązują zasady w które należy grać i dozgonnie ich przestrzegać. Ale czy w życiu codziennym też tak musi być, skoro nie wszyscy jesteśmy politykami, nauczycielami i członkami jakiś organizacji?
Przypomniałem sobie kiedy uczyłem się montażu audio, tworzenia muzyki, nagrywania wokali, filmowania i edycji video. Wszystkie kursy, które przerobiłem oraz metody prób i błędów, nigdy nie powodowały przeładowania informacjami. Pomimo, że czytałem i oglądałem je po kilkanaście godzin dziennie a potem spędzałem drugie tyle przed komputerem, mogłem to robić cały dzień i jeszcze w nocy! Nic mnie nie mogło powstrzymać a zamiast przeładowania czułem się wręcz doładowany!!! To samo uczucie towarzyszyło mi kiedy przygotowywałem się do mistrzostw Break Dance, gdzie niektórzy mi mówili, że moje ciało może nie wytrzymać tylu treningów. A jednak było odwrotnie. Działo się tak dlatego, że to ja chciałem się tego nauczyć nie tworząc przy tym, mojego pozornego wizerunku na zewnątrz dla innych ludzi. Zawsze za tym wszystkich stała czysta chęć zdobycia wiedzy. Gdzieś pod skórą jakiś głos mówił mi, że ta wiedza i praktyka kiedyś w życiu jeszcze się przyda
Dlatego nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że żyjemy w czasach gdzie jesteśmy zawaleni informacją. Ta informacja zawsze gdzieś krążyła, przybiera ona jedynie nowe formy. Rozdrabnia się na mniejsze czynniki. Teraz mamy smartfony a kiedyś były radio, gazety i telewizja. Teraz mamy wykłady online, kursy a kiedyś mieliśmy spotkania z ludźmi na żywo, studia wyższe itd. Bardziej chodzi o nasze podejście mentalno-wewnętrzne do tych informacji. Jeśli potrzebujemy rozwiązania na jakiś nasz problem to możemy oglądać wykład za wykładem, kurs za kursem, możemy chodzić z seminariów na seminaria. Jednak praktyka z naszej czystej wewnętrznej potrzeby, chęci, woli naszego serca – a nie umysłu, pozwoli nam skorzystać czasami z najprostszej, pierwszej metody, którą znajdziemy gdzieś nawet przypadkiem. I nie będzie to wymagało nie wiadomo jakich nakładów naszej energii. A tym bardziej nie będzie to nas przeładowywało informacją.
Jak to zrobić?
Warto abyśmy zaczęli praktykować to co czujemy, że będzie dla nas dobre a nie to co myślimy, że z nas na zewnątrz stworzy nagle osobę światłą, świadomą i pokazującą, że pracuje nad sobą. Nie o to tu chodzi. Nie musimy lewitować w kwiecie lotosu, aby być świadomym. Serio. Jednak pokusa pokazywania siebie z tej światłej strony jest ogromna. Dlatego ludzie prześcigają się w:
- liczbie przeczytanych książek,
- odsłuchanych podcastów na tematy rozwoju,
- odbytych kursów i zdobytych certyfikatów
- liczby zainteresowanych ich osobą fanów itd.
Znam bardzo wąskie grono osób, które faktycznie mają tak ogromną zajawkę na wszystko co czytają i oglądają, że aż wierzyć się nie chce. Zdecydowana większość ludzi jednak nawet w kwestii rozwoju samego siebie, próbuje metod, które następują jedna po drugiej bez większych rezultatów. A to może zniechęcać do pracy nas sobą. Dlatego też zachęcam do konsumowania informacji na tematy, które na daną chwilę nas pasjonują. Rozwój nas samych powinien nas pasjonować. Nie ważne na jakiej płaszczyźnie: duchowej, fizycznej, umysłowej.
Jeśli zaś robimy to bo wszyscy inni dookoła tak robią, to nie jest to opcja długoterminowa a tylko chwilowa ucieczka od tego co mamy zrobić ze sobą wewnętrznie. Powtórzę na koniec: informacji wcale nie jest na tyle, żeby nasz mózg ich nie mógł przewertować. Mózg spokojnie może to ogarnąć. Pytanie tylko czy wszystkie z tych informacji są nam na daną chwilę potrzebne? Czy nie zabierają nam naszego cennego czasu? Czy są tym co faktycznie nas pasjonuje?
Jeśli mówimy o wpływie informacji na nas oraz naszym przestymulowaniu, to wygląda na to, że ogrom z tych informacji jest nam kompletnie niepotrzebna. Problemem zatem nie jest ich ogrom, lecz nasze świadome i umiejętne filtrowanie ich, dostosowując je do naszych autentycznych potrzeb. Podkreślę raz jeszcze: AUTENTYCZNYCH POTRZEB! Tylko autentyczna potrzeba nas nie zmęczy i nie jest w stanie przeładować nas informacjami! A co jest Twoją autentyczną potrzebą? Zachęcam Was do zastanowienia się na spokojnie nad tym pytaniem. Do następnego Kochani!:)
Cześć 😊
Oczywiście, że tak jest. Ja mam na to swoją roboczą nazwę, otóż jak nastawiam się na jakiś rejestr informacji to otwierają mi się ssące wrota wiedzy w tej dziedzinie i ciągle mi mało i wtedy mam tamę na coś innego 😊 potem to się zmienia i w obszarze zaciągania jest jakaś inna dziedzina😊 przesyt odczuwam tylko w wypadku bodźców i przestymulowania impulsami, wtedy idę do lasu ku po prostu resetuję się w samotności, to może być pusty pokój i 20 minut😊
Tak jest! 🙂 Otwarcie wrót 🙂 Fakt te bodźce i przesyt to jest właśnie ten nadmiar, który z nas odpada w kontakcie na przykład z naturą:)