Coraz częściej można przeczytać w każdym medium, że dieta jest bardzo ważna dla zdrowia człowieka. Słowo dieta, samo w sobie kojarzyło nam się do niedawna z odchudzaniem, zażywaniem jakiś dziwnych specyfików (suplementów) lub też oznaczało, że mamy jakiś poważny problem zdrowotny. Dziś dieta to bardzo szeroko pojmowany termin a ja osobiście przekonałem się jakie mogą być skutki zarówno pozytywne jak i negatywne bycia na diecie. Mowa nie tylko o skutkach fizycznych ale i psychologicznych. Jedno i drugie związane jest mocno z czymś o czym piszę i mówię, przy każdej nadarzającej się okazji – osądzaniem!
Reprezentując grupę społeczną, ruch lub jakiś pogląd zbiorowy, nadajemy lub dostajemy etykietę. Niewidzialną i niepisaną, ale jednak. Bardzo często można to odnieść do grup zawodowych, polityki, działaczy społecznych, ludzi alternatywnych, stylu ubierania się itd. Dziś chciałbym powiedzieć o etykietowaniu w odniesieniu do diety. Jak to jest możliwe, że w zdrowym odżywianiu może być coś co składnia nas do osądzania lub motywuje innych do osądzania nas samych?

Weganie, wegetarianie, witarianie, frutarianie, itd.

Kiedy jestem gdzieś w miejscu publicznym i ludzie widzą, że na moim talerzu są same warzywa i owoce, zielenina i orzechy, pytają od razu: „Czy jest pan wegetarianinem? A może weganem?” Jeśli odpowiem tak, od razu dostaję etykietkę. Jeśli odpowiem nie, nic specjalnego się nie dzieje. Do niedawna odpowiadałem, że jestem na diecie wegańskiej.

Oznaczało to, że pociągało to za sobą całą lawinę kolejnych pytań. Nigdy nie miałem z tym problemu, bo odkąd jestem świadomy tego co zjadam, potrafię wypośrodkować to w jaki sposób wypowiadam się o „żarełku” 🙂 Wiąże się to z ciągłym obserwowaniem siebie oraz reakcji innych na to co mówię.

Na samym początku drogi w diecie roślinnej miałem moment zachwytu, ekscytacji, którym chciałem się podzielić z całym światem. Stawiało mnie to trochę w opozycji do wszystkich mięsożerców, którzy stanęli na mojej drodze życia. Ekscytacja z tego, że wyjaśnię wszystkim dlaczego nie warto jeść mięsa, była ogromna. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wyrażanie moich poglądów w bardzo jednoznaczny sposób, powodowało, że moja własna etykietka „Wegan” rosła z dnia na dzień. W sumie pozostała do dnia dzisiejszego. Tyle, że absolutnie nie mam potrzeby już utożsamiać się z żadną nazwą, która nie jest moim wytworem, tylko koncepcją kogoś kto wymyślił to wcześniej. Trudne i radykalne podejście, ale faktycznie moje. Na daną chwilę mojego rozwoju świadomości jaki jestem w stanie pojąć.

Wcale nie jest tak kolorowo…

Odlepianie się od etykiety związanej z dietą jaką stosuję na co dzień, stało się dosyć klarowne zaraz po tym, jak to na jednej z grup na Facebooku (o tematyce stricte wegańskiej) zostałem mocno skrytykowany za okazywanie moich poglądów. Ten przykład pokazał mi, że mimo iż jestem w tej samej grupie zainteresowań ludzi, utożsamiając się z wartościami w stosunku do odżywiania, zwierząt itd., to nie ma to zbytnio większego znaczenia. Tutaj chodzi o indywidualne podejście każdego człowieka. Nie ważne czy wegan, mięsożerca czy muzułmanin. Jeśli jednostka ma problem, to wyleje go na drugą osobę, koniec kropka.

To doświadczenie pokazało mi, że nawet grupa z którą się identyfikowałem, nie jest do końca dobrym doświadczeniem na stałe. Stawia mnie to w radykalnej opinii po jednej ze stron: po jasnej stronie mocy. Doświadczenie to pokazało mi również, że owi hejterzy/weganie, byli mi potrzebni do tego, aby mi uświadomić, że nie warto nadawać sobie etykiety. Daje ona jedynie iluzję, że jesteśmy tacy idealni a cała reszta ludzi to nasi wrogowie, ludzie gorsi, którym trzeba coś „wytłumaczyć”. Wcale tak nie jest. Taki sam poziom zrozumienia jak i jego braku, możemy otrzymać od przedstawicieli obu stron barykady dietetycznej.

Nie spinajmy pośladów 🙂 Może coś roślinnego na przekąskę? 🙂 Oglądamy, wcinamy i czytamy dalej 🙂

Jestem, czy nie jestem weganem? Jestem… sobą:)

Zdrowe odżywianie to część mojej egzystencji. Nie mam bladego pojęcia czy jakkolwiek ono wpłynie na moje szczęśliwe i zdrowe życie. Jest to jedynie pewien koncept, którym żyję na chwilę obecną w moim rozumowaniu i pojęciu świata. Być może jestem zbyt mało świadomy a być może jestem już na tyle świadomy, że coś tam zrozumiałem. Ciężko stwierdzić. Ile ludzi, tyle pewnie będzie opinii, etykiet i osądów.

Na co dzień żywię się roślinami, strączkami, orzechami, produktami, które nie zawierają nic pochodzenia zwierzęcego. Jednakże, nie jestem w stanie powiedzieć czy faktycznie tak jest w 100%, z racji tego, że śladowe ilości np. mleka mogą znajdować się nieświadomie w wielu produktach oznaczanych jako wegańskie. Sam również niekiedy świadomie, zjem na przykład pizzę i jeśli w porę nie zorientuję się, że jest na niej ser mozzarella, wtedy nie ma odwrotu. Zjadam pizzę bez wyrzutów sumienia. Robi tak prawie większość ludzi na różnych dietach roślinnych. Jedni nazwą to „cheat meal” inni zdradą i oszustwem, tym samym otrzymując negatywną etykietkę!

Wiem, że na co dzień nie spożywam produktów odzwierzęcych, że przyczyniam się być może do lepszego świata a zarazem wiem, że to tylko ułamek całej gry. Ułamek, z tego względu, że tak na prawdę to moje czyny i działania są darem dla świata. Pytanie pojawia się:

  • Czy inspiruję ludzi?
  • Czy daję im coś więcej, niż to za co zostanie mi zapłacone?
  • Czy jestem uprzejmy, miły?
  • Czy wyznaje wartości, które nie krzywdzą innych istot?

Jest tego cała gama. I to właśnie te wszystkie działania składają się na to, czy jesteśmy dobrymi ludźmi czy nie. Niezależnie od tego czy jesteśmy weganami, wegetarianami czy stosujemy dietę zawierającą mięso. Mam sporo wspaniałych znajomych, którzy jedzą mięso a okazuje się, że są o wiele bardziej świadomi swoich wyborów żywieniowych niż, nie jeden dietetyczny freak.

Bez ekstremum jest…

…jest po prostu łatwiej, przyjemniej, bez napięcia. Przypinanie sobie lub innym etykietki żywieniowej tworzy napięcie. W sumie, każdej etykietki. Zazwyczaj wiąże się z tym, że osądzamy innych pod kątem moralnym: „Jak oni mogą to robić? To jest dla nich nie zdrowe! Ale z nich barbarzyńcy!” To daje nam niby przyzwolenie do poczuwania się w roli nauczyciela, żandarma, który powie jak być powinno. Prawda niestety jest zupełnie inna. Każdy powinien być swoim żandarmem. Nie ma co argumentować z ludźmi, którzy jedzą mięso, czy z ludźmi którzy jedzą same rośliny. To bez sensu. Po prostu pozwólmy żyć wszystkim tak jak im się podoba. Każdy z nas powinien żyć w zgodzie z własnym sumieniem i nic nam do tego, aby nauczać innych.

Przecież bezsensem było by szykanować ludzi jedzących mięso za to, że zabijają zwierzęta (pośrednio), skoro nikt nigdy z nich takiego czynu nie popełnił. Osobiście wyznaję zasadę, żeby żyć tak, aby nie krzywdzić innych istot. Na chwilę obecną to jest moje motto przewodnie w życiu, w codziennej uważności, również w odżywianiu. Żaden radykalizm do mnie już nie przemawia. Uszanuję wolę wszystkich z którymi mam styczność a w zamian będę obserwował, czy otoczenie uszanuje moją. Jeśli inni ludzie nie uszanują mojej bez-etykietowości i stwierdzą, że albo jestem roślinożercą albo mięsożercą… to ich problem! Nie wyklucza mnie to z bycia aktywnym propagatorem roślinnej diety, zdrowego stylu życia oraz świadomości i uważności za sprawą pracy nad sobą samym. Nie posiadając etykiety wegan, wegetarianin, witarianin czy też mięsożerca, pozbywam się nie tylko wymogów wobec otoczenia, ale również wymogów wobec siebie. Tym samym prowadząc lekkie, spokojne i świadome życie w zgodzie z samym sobą. Reszta to tylko…etykietki.

Privacy Preference Center