W Polsce jak i na całym świecie jest ogrom różnorakich festiwali związanych z duchowością, rozwojem, medytacją i ogólno pojętym welness. Ostatnim razem miałem okazję być na jednym z takich festiwalów (Konwent Wiedzy Alternatywnej w Gdańsku) w lutym tego roku, gdzie dawałem prelekcję na tematy związane z rozwojem świadomości. Jeszcze nigdy nie miałem okazji być na tego typu wydarzeniu w lecie, gdzie pogoda dopisuje na tyle, aby swobodnie sobie leżeć na karimacie, uprawiać yogę na zewnątrz, słuchać wykładów i prelekcji pod chmurką, brać udział w medytacjach, pływać nago w jeziorze i rozmawiać z nowo napotkanymi ludźmi o…. życiu w świadomości. Tym razem jednak postanowiłem odwiedzić chociaż na jeden dzień, Festiwal Wibracje 2.0. Pomimo wszelkich chęci przyjazdu do Serocka pod Warszawę, okazało się, że mój plan o mały włos legł w gruzach. Na szczęscie z pomocą z kosmou przyszedł mój człowiek Bogusław Szedny.

Idę, nie idę 🙂

Któregoś dnia Boguś przysyła wiadomość z WhatsApp oznajmując iż bardzo serdecznie mnie zaprasza na Festiwal. Po spojrzeniu w kalendarz rzeczy jakie mam do wykonania okazało się, że mój umysł zaczyna świrować i mówi mi: „Stary, mam tyle roboty, że nie ma bata, abym dotarł na Wibracje” Tak też w pierwszym momencie odpisałem Bogusiowi. Jednak on szybko zareagował i wysłał mi kolejną wiadomość głosową w której oznajmił mi co następuje: „To ja Ci mówię teraz tak: wszystko co ma być zrobione, będzie zrobione a Ty przyjedziesz na Festiwal”. Czyżby Boguś był jasnowidzem?:) Hmm, okazało się, że tak. Haha! Jego przepowiednia prosto z WhatsApp’a spełniła się szybciej niż myślałem. Wszystkie projekty video nad którymi ostanio pracowałem, zakończyłem już w piątek wieczór. W Sobotę zaliczyłem do południa występy taneczne z moimi grupami z przedszkola oraz szkoły podstawowej i po zakończonym pikniku szkolnym, wyruszyłem w pobliże Zegrza. Ale koniec już moich prywatnych historyjek, zacznijmy eksplorację festiwalu okiem obiektywu!

Atmosfera – czuć wibracje.

Już po samym wejściu na teren Festiwalu, można było wyczuć, że jest to miejsce pełne niezwykłych ludzi oraz sytuacji. Ogromny teren zaadaptowany do potrzeb rozbicia namiotów, kilka scen z ogromnym nagłośnieniem, dziesiątki ciekawych wystawców pokazujących własne zajawki oraz otwarta przestrzeń! No i oczywiście dostęp do pysznego roślinnego jedzonka, kawy i innych specyfików naturalnych poprawiających zdrowie ciała i przestrzeni serca. Najpierw uderzam do Moniki, mojej najlepszej przyjaciółki od wielu, wielu lat, która to wystawiała się na Fetsiwalu z własnoręcznie robionymi torbami, medalikami z mandalami oraz odzieżą. I jak tak chwilę stanąłem i rozejrzałem się to od razu poczułem magię. No bo jak miałbym jej nie poczuć skoro patrzę na scenę a tam koncert z ciekawymi słowiańskimi rytmami, bębnami i lekkim śpiewem. Patrzę na ogromną przestrzeń zieleni a tam ludzie leżą na karimatach, jedni odpoczywają, inni się opalają, jeszcze inni grają w planszówki, rozmawiają, śmieją się. Po prostu żyją! Wow! Na prawdę już dawno nie widziałem takiego skupiska energii życia! Takiej prostej, niczym niezmąconej. Czystej a zarazem aktywnej. Aktywnej w swojej prostocie oraz mocy! Bez siłowania się i napinki o to czy mój wizerunek jest odpowiedni. Każdy wyglądał jak chciał, mówił co chciał, czuł i doświadczał to co chiał. Patrzę na lewo a tam gość ma wystawiony stół do masażu i gimnastykuje się czekając na kogoś, kogo zaraz będzie masował. Jego syn śmigał sobie w kąpielówkach boso po trawie. I nagle…Boom! Olśnienie. Patrzę na moje stopy. Patrze na stopy wszystkich ludzi. Okazuje się, że jestem jedyną osobą w butach. Setki osób wokół mnie – boso. No to dawaj! Klapeczki w ruch i idę poeksplorować alejki a dopiero potem zdejmuję klapki.

Krytycy mówią…

Często spotykam się z takimi stwierdzeniami, że na takich festiwalach ludzie przyjeżdżają po to, aby zostawić tam kasę. Fakt, że było tam sporo stoisk z różnego rodzaju gadżetami duchowymi: orgonity, mandale, ręcznie robione…dosłownie wszystko, kadzidła, torby. Sporo tego! I szczerze mówiąć, bardzo dobrze. Jeśli ktoś ma potrzebę zakupienia sobie czegoś ręcznie robionego, czegoś w co drugi człowiek włożył kawałek siebie, oraz masę pozytywnej intencji to jestem za! Zauważyłem, że gdzie bym nie podchodził ludzie witali mnie miło i ochoczo opowiadali o swoich wyrobach, od garderoby, przez usługi aż po jedzenie. Ci ludzi na prawdę byli specjalistami w wyrobie tych rzeczy. Widać, że to ich styl życia a nie tylko tymczasowa zajawka przy okazji festiwalu, aby sobie zarobić na naiwnych poszukiwaczach wiecznego szczęścia i zbawienia.

No to siup! 🙂 Wasze zdrowie.

Pamiętam jak podszedłem do jednego ze stoisk, który to był zarazem miejscem pełnym zapachu drzewa palo santo, rozłożonych mat na których można sobię usiąść lub połoyć się tak po prostu. Od razu podeszła dziewczyna, która poczęstowała mnie naparem ze świeżo zebranych ziół, które jak sama stwierdziła rosną dookoła nas. Ucięliśmy ciekawą pogawędkę na temat roślin, wypiliśmy po naparstku herbatki, uściskaliśmy się i idę sobię dalej pełen radości i wolności ekspresji. Tego właśnie brakuje mi na co dzień w „normalnym” świecie, czy też w Matrixie. Braku podtekstów, czy to ekonomicznych, czy to seksualnych, czy to ograniczających moją jaźń poprzez różne prawdy, dogmaty i koncepcje. Dziewczyna z którą na luzie wypiliśmy napar, przypomniała mi moc luźnej, pieknej i spójnej z dwojgiem osób rozmowy! No to przytulasek na pożegnanie i śmigam dalej.

Surojady górą!

Natrafiam na Bogusia, dzięki któremu mogłem pojawić sięan Festiwalu. Ten szybko przedstawia mnie Rafałowi, który jest festiwalowym czrodziejem koktajli! Rafał, wysoki, szczupły człowiek, bardzo uważny i wyluzowany jednocześnie. Od razu pyta na co mam ochotę: na obiad, na detox a może na power?! Na prędce zaczyna kroić, obierać, siekać, sypać przyprawy, w tym samym czasie rozmawiając ze mną i pytając czy dosypujemy więcej kurkumy czy więcej imbiru, czy lubię bardziej gęsty czy rzadki koktajl, czy ma być na ciepło lub na zimno! Totalny odlot! Totalnie moja bajka! Kolejka do Rafała ustawiała się non stop dlatego też nie miałem już później okazji nagrać wywiadu z nim, ale pewnie jescze się to stanie! Kosmos czuwa 🙂

Kulinarnie był ogólny wypas! Kasia Vegushka, ziomalka którą uwielbiam za jej przepisy również miała kolejkę po swoje roślinne lunche. Udało się tylko wymienić uścisk, przytulasek i lecę dalej! Ona w ferworze ogarniania zamówień, ja zaaferowany klimatem i chęcią dalszej eksploracji. Natrafiam na kolejną kolejkę tym razem do Turkusowego Domku, gdzie zarzucam szybkie wegańskie wrapy a stojąc w kolejce obserwuję, jak ludzie dookoła…żyją. Po prostu są!

Znowu kosmiczna rozkminka przyszła mi do głowy. Czy świat mógłby wyglądać tak, że wszyscy w zgodzie mogą koegzystować? Jedni siedzą na karimatach, inni tańczą, jeszcze inni usługują serwując swoje wspaniałe potrawy. Ktoś spotyka przyjaciela i długo się przytula. Kładą sobię ręce na serca, patrzą sobie w oczy. Życie toczy się wokół, nikt na nich nie zwraca uwagi. To chyba normalne, długo się przytulać, prawda? Jedni pomagają drugim dzieląc się jedzeniem. Inni śmieją się do rozpuku. Mama karmi piersią. Dzieci garją w piłkę, zwierzęta biegają. Hmm. Wszystko takie proste i zarazem ciekawe! Czy przeszło by to w „normalnym” świecie? Czym jest normalność???

Wykłady, taniec, muzyka.

To trzy największe filary Festiwalu Wibracje 2.0. Jakże mogło by zabraknąć różnych form ruchowych, bębnienia w djembe oraz gry na przeróżnych instrumentach np. rav vast (ja nazywam to instrumentem UFO). Tego było tam dosłownie na pęczki! Można było pobębnić z kimś, lub pożyczyć od kogoś bęben i pofreestylować samemu. Ze sceny Anika z ekipy Moribaya dała super taneczny wyciska, dla wszystkich chcących się wyszaleć podczas tańca. Po co komu Chodakowska, jak można bez poczucia winy, że się nie ma sześciopaka na brzuchu, spokojnie spalić tyle samo kalorii co na zakupionym DVD od fitness guru. Tyle, że tutaj na świżym powietrzu, do żywych bębnów, w grupie pozytywnych ludzi i przede wszystkim jeszcze raz – po swojemu, bez osądzania siebie oraz innych. Czad!

Wykłady to kolejny plus Festiwalu. Skakałem pomiędzy scenami, aby zaznać trochę wiedzy chociaż najabrdziej ciągnęło mnie do bycia na wykładzie… wiadomo, mojego człowieka Bogusia Szednego. Mówił o intuicji kobiecej i męskiej oraz o tym, jak w życiu codziennym zapominamy lub wypieramy pewne decyzje. Szczerze podziwiam Bogusia i wszystkich prelegentów, gdyż publiczność festiwalu to nie jakieś tam płotki, dlatego poprzeczka była na prawdę wysoko. Dużo uczestników miało ogromną wiedzę a tym samym była przestrzeń do tego, aby wykładowcy pozwalali na interakcję ze słuchaczami. Takie wykłady to ja rozumiem! Nie odczułem napięcia z pola: ja jestem niżej a wykładowca jest wszechwiedzący. Wszystko jakoś lekko przychodziło, płynęło.

Kosmiczne spotkania.

Podczas tego krótkiego kilkugodzinnego pobytu spotkałem też trochę znajomych twarzy: Aleksa Berdowicza z Porozmawiajmy TV (Podcast z Aleksem), Witka, który mieszka w kamperze (Podcast z Witkiem też zrobiłem:), Agę, z którą podejmujemy czasami dyskusję na Instagramie a nigdy chyba na żywo się nie spotkaliśmy! I co? Internet taki zły? 🙂 Wcale nie! 🙂 Spotkałem też organizatorów Festiwalu Wiedzy Alternatywnej, czyli Tomka i jego kosmiczne instrumenty UFO. Ciekawe było to, że w zasadzie o kazdym kogo spotkałem (kilkadziesiąt ludzi) można by napisać osobny artykuł, ponieważ rozmowy z przypadkowymi ludźmi płynęły tak swobodnie, że nie da się tego opisać. W jednej z rozmów/ćwiczeniu w którym brałem udział jeden człowiek powiedział mi, że zawsze marzył o projektowaniu ogrodów i teraz się może w tym spełniać bo zrezygnował z „normalnej” pracy. Takich historii jest ogrom, ale wiadomo wszystko się kiedyś kończy (w ujęciu doświadczania czasowego).

Duchowość 2.0

Wyjeżdżając z Serocka, gdzie odbywał się Festiwal, czułem niedosyt. Pytanie: czy warto zostać na 4 dni festiwalu i doświadczyć niesamowitego kontaktu z Ziemią, wodą, naturą i drugim człowiekiem? Warto przed takim Festiwalem, zadać sobie takie pytanie. Ja po niecałym dniu odczułem ogromny niedosyt. Miałem ochotę rozłożyć parkiet i zacząć spontaniczne zajęcia taneczne. Czułem, że chcę zrobić sesję „open mic”, gdzie każdy mógłby mówić o czym chce i ile chce a inni mogli by słuchać do woli. Czułem, że chcę zrobić otwartą konwersację, panel dyskusyjny. Chciałem nagrywać Podcast z każdym napotkanym człowiekiem, zrobić jakiś Vlog, częstować ludzi zielonymi koktajlami itd.

Osobiście uwielbiam robić mnóstwo różnych rzeczy. Miejsca takie jak Festiwal Wibracje pokazują, że jeśli czuję się tam jako uczestnik i mam chęć aktywnie brać udział w takim przedsięwzięciu, to znaczy się, że tam jest moc! Serio! Nie wiele jest takich miejsc gdzie wpadło by mi tyle pomysłów do głowy. Jeśli te pomysły wynikają z potrzeby serca, dzielenia się z innymi oraz doświadczania innych ludzi, to znak, że warto w nie wchodzić! Mnie ograniczył Ziemski czas. Pokazał mi on jedną rzecz: niesamowitą integralność czasu z rzeczywistością w której żyjemy. Nie był to uciekający czas, którego goniłem, gdyż czas się dla mnie tam zatrzymał. Jednak był to czas, który płynął lekko i bardzo świadomie a tym samym, nie stwarzało to napięcia we mnie. Będąc dłużej w takim miejscu jak zamkniety teren Festiwalu, doświadczamy zwolnienia czasu i tym samym doznajemy wzmocnienia doświadczania teraźniejszości. Całe 4 dni to na pewno musiał być nieziemski odlot. Mnie natomiast wystarczyło kilka godzin, aby dostać porządną dawkę inspiracji, mocy oraz wystarczającą ilość czasu na rozmowy, obserwację oraz pstryknięcie kilkunastu fotek! 🙂 Do zobaczenia w przyszłym roku na Festiwalu Wibracje 3.0.

Privacy Preference Center