Sezon wakacyjny za nami. Nadchodzi wrzesień i młodzież niechętnie zabiera się za pakowanie masy książek i zeszytów aby w pocie czoła przyswajać edukację. Jednak nie o edukacji dziś będzie. Dziś powiem krótko, zwięźle i na ważny temat, który ludzie poruszają tylko szeptem w kuluarach lub wylewając swoje żale na portalach społecznościowych. Ja nie do końca wyleję żale aczkolwiek zaznaczę tylko co można by usprawnić w kwestii wakacyjnych wyjazdów.

Cel wyjazdów.

W wakacje dzieci, młodzież i dorośli wyjeżdżają w równego rodzaju podróże: od wakacyjnych all inclusive, po obozy, kolonie i zgrupowania sportowe. Jako instruktor jestem w tym również i od 10 lat regularnie co roku wyjeżdżam na obozy taneczne. Czasami bywa ich kilka w ciągu jednych wakacji. Nie jestem tutaj wyjątkiem bo większość instruktorów w Polsce i za granicą tak ma. W tym roku będąc pedagogiem na 4 różnych obozach taneczno-sportowych postanowiłem przyjrzeć się jak działają ośrodki wczasowe od kulis i poszpiegować trochę sytuacje, które nie powinny mieć miejsca a nadal mają. W tym artykule postaram się podsumować dlaczego dzieją się sytuacje „dziwne” oraz jak tego unikać będąc pedagogiem, organizatorem obozów lub kolonii a przede wszystkim rodzicem.

Jedzenie ma znaczenie.

Jedziemy na obóz lub kolonię po to aby z reguły spędzać czas aktywnie. Jeśli mówimy o jakiejkolwiek aktywności to nie sposób pominąć najważniejszego aspektu czyli regeneracji po treningach oraz sposobu żywienia. Dla dzieci i młodzieży jest to kwestia, którą póki co mogą sobie „olać”. Tak wychodzi z moich obserwacji. Mało kto zwraca uwagę na to co je, no chyba, że ma specjalną dietę pod daną dolegliwość, którą musi przestrzegać. Przyjrzałem się kulinarnemu szaleństwu jakie odbywa się w większości ośrodków w Polsce (w tym roku mam średnią wyliczoną z 4 różnych ośrodków wczasowych). Miejsca te oferują w swoim menu pełne wyżywienie, ciepłe posiłki, podwieczorki itd. Wszystko super.

Aktualizacja kucharzy.

Ciało człowieka do regeneracji oprócz snu potrzebuje też dobrze dobranej diety – nie chodzi tu o odchudzanie! Chodzi o dobór składników pod kątem aktywności fizycznej, nawet dla osób które nie uprawiają żadnego sportu regularnie. Dlatego nazwałem to kulinarnym szaleństwem, gdyż to co ląduje na talerzach dzieci i młodzieży podczas pobytu na koloniach woła o pomstę do nieba a tak na prawdę chodzi o zwykły „update”, uaktualnienie PODSTAWOWEJ wiedzy o żywieniu. Oczywiście jest to w kwestii właścicieli ośrodków oraz kucharzy których zatrudniają. Już Wam mówię dlaczego nie jest to możliwe 🙂

Szaleństwo numer 1 | Kulinarne relikty PRL-u.

Nie chodzi mi tutaj o to, że ośrodki są źle wyposażone. Reliktami PRL-u nazywam właścicieli, którzy w zasadzie kontynuują ten sam patent, który działał 25 lat temu kiedy to zakładali swoje biznesy. Reliktem nazywam stan umysłu w jakim Ci ludzi zostali. Jest to myślenie nastawione na zysk przy ogólnym założeniu, że ludzie to ciemnota i co się im poda na talerzu to mają zjeść. Właściciele zatrudniają kucharzy, którzy nie są przeszkoleni w żaden sposób jeśli chodzi i podstawową wiedzę z zakresu prawidłowego żywienia. Ci ludzie wiedzą jak ugotować daną potrawę i są w tym na prawdę dobrzy. Jednakże jeśli właściciel nie wymaga uaktualniania i doszkalania się kucharzy to nie jest to ich winą. Oni tylko gotują tak jak „zwykle”. Wymagania ludzi się zmieniają a relikty PRL-u pozostały w umysłach zachłannych na zysk właścicieli. Taka moja obserwacja. Kucharze gotują na masę, mają pełne ręce roboty a gdzie tu jeszcze myśleć o dobrym odżywianiu. Liczy się tylko to aby zdążyć ugotować przed wejściem kolejnej grupy na stołówkę. Chore! 🙂 W takim pośpiechu i stanie umysłu kucharz gotuje to co zdąży, co najłatwiejsze oraz pod presją właściciela co najtańsze! Wszystko to ląduje na talerzach młodzieży, która jest głodna i nie patrzy czy coś jest dobrze dobranym połączeniem produktów (przykład: kotlet z ziemniakami to MORDERSTWO!). Dlatego zaraz po zjedzeniu obfitego obiadu wszyscy są zmęczeni! Dlaczego? O tym w oddzielnym artykule:)


Rozwiązanie: Doszkalanie personelu kuchni w przerwie po sezonie. Co to byłby za koszt dla właściciela gdyby zafundował personelowi kuchni jednodniowe szkolenie z kuchni świata, diety lub dobory składników? Żaden w porównaniu jaki przemiał ludzi odbywa się w sezonie. Setki tysięcy złotych transferami i gotówką płyną a powiedzmy szkolenie warte 2000 zł już nie wchodzi w grę? Warto doszkalać personel. Jeśli to się nie stanie – przyszłość ośrodków staje pod znakiem zapytania gdyż świadomość kulinarna ludzi (klientów) rośnie w tempie, które jest nie do zatrzymania.


Szaleństwo numer 2 | Obiecanki cacanki.

Właściciele bardzo często obiecują przez telefon lub mailowo cuda na patyku. Po przyjeździe na miejsce często okazuje się, że nic nie pokrywa się z rzeczywistością. W szczególności chodzi dostępność obiektów: sal, basenów, sal konferencyjnych itd. Liczba grup kolonijnych, obozów jest spora a obiekt dysponuje tylko ograniczoną ilością miejsc. Grafik zapełnia się szybko a niestety nie jest on zapisywany nigdzie i na miejscu okazuje się, że ustalenia mailowe i telefoniczne nie mają racji bytu. Managerzy dwoją się i troją aby coś wskórać jednak jest już za późno. Dlatego przestrzegam wszystkich organizatorów obozów: spisujcie wszystkie ustalenia na papierze z podpisem obu stron jeszcze przed przyjazdem. To ułatwia dużo. Nie raz zdarzyło mi się prowadzić zajęcia w szalonych warunkach zupełnie nie przystosowanych do mojej profesji. Wynikało to właśnie z niedomówień po stronie właścicieli ośrodków. Jeszcze raz powtarzam: chęć zysku za wszelką cenę to zgubna droga. Prędzej czy później takie małe „kłamstewka” wychodzą na jaw i pozostawiają nie smak. Przykre jest to, że wielokrotnie słyszałem już po pierwszym dniu pobytu rozmowy organizatorów obozów z właścicielami ośrodków, które kończyły się słowami:

„Nie będzie drugiego razu, gdyż na pewno już tu nie wrócimy”.


Rozwiązanie: Właściciele obiecujący dostępność obiektów powinni wywiązywać się ze swoich obietnic. Należy spisywać wszystko na papierze przed przyjazdem i zmuszać właścicieli do podpisywania się pod swoimi obietnicami. Tak jak w polityce!


Szaleństwo numer 3 | Cięcia budżetowe kosztem pracowników.

Wcale się nie dziwię, że kelnerki i kucharki są wściekłe i chcą jak najszybciej zrobić swoją robotę i opuścić miejsce gehenny. Jak sobie obserwuję tych młodych ludzi, którzy zmywają naczynia, wynoszą i przynoszą posiłki to wiem i widzę to w ich oczach, że bardzo ale to bardzo nie chcą tu być. Nie dlatego, że się boją pracy czy mają dwie lewe ręce. Bynajmniej. Dzieje się tak, że są tanią siłą roboczą. Nie ubliżam tutaj nikomu. Jedynie punktuję nietolerancję oraz bezczelność właścicieli ośrodków zatrudniających na śmieciówki młodych ludzi, którzy mają zasuwać jak maszyny obsługując setki klientów dziennie. Chore! Patrząc na tych młodych ludzi widzę też kwotę jaką zarabiają miesięcznie: mają to wręcz wypisane na czole. I po raz kolejny wynika to z zachłanności i przyzwyczajenia właścicieli do wyzysku. Przy ogólnej akceptacji lokalnych społeczności, polityków i władz takie sytuacje jeszcze długo będą miały miejsce. Wszyscy dookoła wiedzą ale nikt nie jest w stanie nic zrobić.


Rozwiązanie: Właściciele powinni dać godziwą wypłatę pracownikom sezonowym oraz powinni dbać o atmosferę. Im bardziej rodzinna tym lepiej. Ilość personelu powinna być przystosowana do ilości przerobowej ośrodka. Tego niestety nie ma. Zatrudniajcie większą ilość ludzi a wtedy wszystko będzie sprawniej szło.


Reasumując.

Powyższe przemyślenia to moja obiektywna opinia. Z 4 ośrodków w których byłem w minione wakacje 2 kompletnie nie nadawały się do organizacji obozów z tych powodów, które opisałem powyżej. Jakie to ośrodki to już moja słodka tajemnica 🙂 Oczywiście do wglądu nw prywatnej rozmowie ze mną:) Takich drobnych rzeczy które pojawiały się po drodze podczas pobytu na obozach mógłbym wymieniać jeszcze godzinami.

Jedno jest pewne: trochę współczuję organizatorom obozów/kolonii. Aczkolwiek namawiam do wcześniejszych oględzin ośrodków i ustalania NA PIŚMIE z właścicielami ośrodków warunków przyjazdu grupy. Tym bardziej, że wpływa to na stan naszego przyszłego pokolenia, które ma rozwijać się a nie zostawać w mentalnym relikcie PRL-owskich przekrętów, umów bez podpisów oraz puszczania sobie oczka i zapewniania, że wszystko będzie cacy.

Era wiedzy i świadomości już w zasadzie nadeszła zaczynając od kuchni i podstaw odżywiania kończąc na finansach i biznesie. Ludzie wiedzą więcej a zatem wymagają więcej. I bardzo dobrze. Oby ten artykuł dał Wam kolejne wskazówki na przyszły rok lub też na ferie zimowe. Dbajmy o przepływ informacji.